Partnerzy strategiczni
MasterCard Visa BLIK
Partnerzy wspierający
KIR ITCARD Polcard
Partnerzy wspierający
Elavon Hitachi Vivus
Partnerzy wspierający
Pekao Wesub
Partnerzy wspierający
LexisNexis Autopay
Partnerzy merytoryczni
Związek Banków Polskich Polska bezgotówkow
Insurtech w wydaniu ubezpieczycieli: nie ma fajerwerków, jest praca u podstaw

W ostatnim czasie ubezpieczyciele wycofali się z kilku projektów insurtechowych. Niestety, na ich miejsce nie powstały nowe

W styczniu w serwisie cashless.pl pojawiła się informacja o zamknięciu aplikacji app2U, służącej do zakupu różnych typów ubezpieczeń, w tym krótkoterminowych polis na żądanie. Europa Ubezpieczenia zdecydowała się zakończyć projekt i zrezygnować z tej formy sprzedaży. Wiadomość ta w mojej ocenie jest bardzo symptomatyczna, bo wpisuje się w szerszy trend ukazujący podejście ubezpieczycieli do projektów insurtechowych: branża straciła serce do korporacyjnych realizacji z natury startupowych pomysłów. Wygaszane są kolejne projekty, w których element innowacji miał wykraczać poza technologiczne usprawnienie tradycyjnej działalności. Tylko na przestrzeni ostatniego roku zakończono co najmniej kilka takich przedsięwzięć.

Przeczytajcie także: Allianz wprowadza e-podpis do polis na życie

W 2019 r. PZU (we współpracy z jedną z firm technologicznych) wprowadziło usługę PZU GO. Dzięki beaconowi (niewielkiemu urządzeniu do przyklejenia na szybie auta) i aplikacji gwarantowało klientom szybką pomoc w razie wypadku – po stwierdzeniu niebezpiecznego zdarzenia system automatycznie powiadamiał centrum alarmowe PZU, które starało się skontaktować z kierowcą i w razie potrzeby niezwłocznie wysyłało na miejsce służby ratunkowe. Dziś na stronie internetowej związanej z usługą widnieje informacja, że zakup PZU GO nie jest już możliwy.

Do lamusa trafiło również inne przedsięwzięcie z cząstką "GO" w nazwie: Uniqa GO. To aplikacja monitorująca styl jazdy kierowców i przyznająca im punkty za właściwe zachowania za kierownicą. Dziś projekt jest już wygaszony.

W zakresie rozwiązań telematycznych dla klientów indywidualnych na placu boju pozostaje jedynie Link4, które już od prawie 6 lat umożliwia klientom skorzystanie z programu Kasa Wraca. Użytkownicy, którzy zgodzą się na monitoring i ocenę swojego stylu jazdy, mogą otrzymać nagrodę stanowiącą nawet 30 proc. wartości składki zapłaconej za polisę. Rozwiązanie przygotowano we współpracy z Telematics Technologies. Można więc powiedzieć, że Link4 broni honoru ubezpieczycieli w oferowaniu rozwiązań telematycznych, choć pewnie swego rodzaju łyżką dziegciu w beczce miodu będzie tu poziom partycypacji w programie. Od momentu uruchomienia wzięło w nim udział niespełna 80 tys. kierowców. Wydaje się, że to jednak poniżej ambicji Link4, które aktualnie ma ponad milion klientów.

Celowo nie wymieniam tu takich telematycznych czy okołotelematycznych przedsięwzięć jak YU! czy Cachet. To projekty, w których pomysł i rozwiązanie pochodzi od startupów, a ubezpieczyciele są jedynie dostawcami ochrony, a piszę o inicjatywach ubezpieczycieli oraz przez nich firmowanych.

Wspomniana na wstępie aplikacja app2U, to niejedyny insurtechowy eksperyment ze stajni Europy, który został w ostatnim czasie wygaszony. Niemała część klientów pewnie kojarzy markę Screenity, w ramach której Europa oferowała ubezpieczenia ekranów smartfonów. Oferta miała technologiczny smaczek – polisę zawierało się w aplikacji Screenity, za pomocą której ubezpieczyciel przeprowadzał również diagnostykę wyświetlacza (aby wykluczyć wcześniej uszkodzone urządzenia). W tym przypadku kontekst zamknięcia jest taki, że telekomy postanowiły oferować "ochronę szybki" jako usługę, a nie ubezpieczenie, więc produkt stracił rację bytu. Ale fakt jest faktem – apkę wycofano z marketów w zeszłym roku.

Gamechangerami nie okazały się również alianse ubezpieczycieli z dostawcami rozwiązań z zakresu internetu rzeczy. Wielkiego sukcesu nie odniósł projekt z obszaru smart home realizowany przez PKO Ubezpieczenia (choć dla porządku trzeba odnotować, że akurat w tym przypadku produkt nie został wycofany z oferty i może być dalej rozwijany) ani inicjatywy łączące ubezpieczenia z teleopieką. Nie słychać o nich wiele, a z pewnością przynajmniej jedna z nich – ubezpieczenie Uniqa Puls życia z opaską monitorującą – dołączyła do tworzącej się tu listy wygaszonych projektów.

Kiedy więc myślę o projektach insurtech ubezpieczycieli – rozumianych jako większe, eksperymentalne przedsięwzięcia towarzystw, sięgające po technologię nie tylko do usprawnienia procesów, ale do zaoferowania innowacji widocznej z perspektywy klienta – to przed oczami mam jedynie wspominane Link4 Kasa Wraca i Beesafe, czyli insurtechowe dziecko grupy VIG. I nie ma w tym nic dziwnego, że duża część projektów z tych czy innych powodów została zamknięta. Mówimy przecież o swego rodzaju eksperymentach, a te rządzą się tymi samymi prawami co startupy: z większego grona inicjatyw próbę czasu daje radę przetrwać tylko część, zaś ich wygaszenie nie powinno być dla ubezpieczyciela porażką, tylko doświadczeniem. Bardziej zwraca uwagę fakt, że na miejsce tych zamkniętych nie powstaje co najmniej tyle samo nowych. Oczywiście ubezpieczyciele wprowadzają u siebie nowinki technologiczne, m.in. w zakresie cyfryzacji sprzedaży i obsługi, automatyzacji procesów, świetne technologiczne usprawnienia pojawiają się w likwidacji szkód. Natomiast to, czego dziś na naszym rynku nie ma, to nowe, głośne przedsięwzięcia śmiało wykorzystujące technologię, z niemałym budżetem marketingowym, wprowadzające usługi, może nie rewolucyjne, ale przynajmniej z ambicją zaoferowania czegoś w nowy sposób.

Przeczytajcie także: Nowy ubezpieczyciel DallBogg rozpoczyna działalność w Polsce

Przyczyn takiej stagnacji można upatrywać w wielu czynnikach. Po pierwsze – niepewna sytuacja geopolityczna i makroekonomiczna, gwałtowny wzrost stóp procentowych i wizja spowolnienia gospodarczego skłaniają do ograniczenia kosztów. W takich okolicznościach w pierwszej kolejności często pod nóż idą wydatki na inwestycje – nakłady na projekty są ograniczane lub pomysły w ogóle są odkładane na później.

Po drugie – destabilizującą sytuację wojnę w Ukrainie poprzedziła przecież pandemia. Choć był to czas, kiedy przeprowadzono wiele projektów technologicznych, to raczej wszelkie siły skierowano do zadań umożliwiających firmom dostosowanie się do nowych okoliczności, a nie do rozpoczynania innowacyjnych projektów. W dużej mierze praca zdalna nie sprzyjała też kreatywności rozproszonych zespołów – brak spotkań na żywo, brak okoliczności do łatwego skonfrontowania swoich pomysłów, skupienie na bieżących zadaniach to czynniki, które w wielu przypadkach stłumiły pomysłowość pracowników. W konsekwencji powstało coś, co moglibyśmy nazwać projektową luką pandemiczną.

Niezależnie od powyższych okoliczności wydaje się, że mniejszą liczbę lokalnych inicjatyw ubezpieczycieli można tłumaczyć także przeniesieniem kompetencji na poziom grupowy. Międzynarodowe grupy ubezpieczeniowe powołują swoje wewnętrzne centra insurtech, co siłą rzeczy ogranicza działalność lokalnych zespołów. Pozytywnymi dla naszego rynku przykładami takich działań są: polski Beesafe, którego osiągniecia mają być docelowo wykorzystywane przez podmioty z grupy VIG z różnych rynków, czy projekt z zakresu embedded insurance, który dla całego Talanxa ma uruchomić polska Europa Ubezpieczenia. Inne tego typu przedsięwzięcia rozwijane są natomiast raczej poza Polską.

Może też część ubezpieczycieli uznała, że szybciej i taniej mogą wdrożyć rozwiązania we współpracy ze startupem, niż gdyby mieli je inkubować w ramach korporacji. W zeszłym roku mieliśmy co najmniej kilka ciekawych partnerstw między dojrzałym ubezpieczycielem a insurtechem (o których wkrótce będziecie mogli przeczytać w raporcie "Insurtechy w Polsce"). Być może to również zaważyło na mniejszej aktywności własnej towarzystw.

Niemniej odnoszę wrażenie, że jeszcze kilka lat temu, w pewnym stopniu w reakcji na falę zachwytów i nadziei związanych z powstawaniem fintechów i insurtechów (głównie zagranicznych), ubezpieczyciele chętniej angażowali się w bardziej eksperymentalne projekty. Nastroje były inne, a na konferencjach mówiło się o "uberyzacji" ubezpieczeń i wyczekiwano nadejścia "disruption". Dziś entuzjazm opadł, przełomu jak na razie się nie doczekaliśmy, a innowacje wykorzystywane są do usprawniania wybranych procesów biznesowych (tą drogą zresztą poszła też ogromna większość insurtechowych startupów). Taki kierunek jest jak najbardziej zrozumiały biznesowo, bo inwestycje w usprawnianie działalności dość szybko, a przynajmniej z istotnie większym prawdopodobieństwem się zwracają. Inaczej niż bardziej odważne próby zmienienia status quo. Biznesowo słusznie i rozsądnie. Choć warto też mieć z tyłu głowy, że bez prób (i porażek) przełomu nie będzie.

KATEGORIA
INSURTECH
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies