Partnerzy strategiczni
MasterCard Visa BLIK
Partnerzy wspierający
KIR ITCARD Polcard
Partnerzy wspierający
Elavon Hitachi Vivus
Partnerzy wspierający
Pekao Wesub
Partnerzy wspierający
LexisNexis Autopay
Partnerzy merytoryczni
Związek Banków Polskich Polska bezgotówkow
Rzecznik Finansowy publikuje analizę dot. liwkidacji szkód komunikacyjnych, PIU ostro kontruje

W przygotowanej dla klientów analizie RF porusza kwestie związane z działalnością sieci tzw. warsztatów partnerskich, PIU krytykuje język publikacji, nieadekwatny do odbiorcy docelowego

Rzecznik Finansowy znów wziął pod lupę tematy ubezpieczeniowe. Po niedawnej propozycji zmian w karach za brak OC pojazdu, w tym tygodniu opublikował analizę dotyczącą likwidacji szkód z ubezpieczeń komunikacyjnych. Pochyla się w niej nad wpływem funkcjonowania tzw. warsztatów partnerskich ubezpieczycieli na sytuację poszkodowanych niekorzystających z napraw w takiej sieci.

Wielu ubezpieczycieli w ostatnich latach zaczęło proponować klientom, by likwidowali szkody komunikacyjne w jednym z warsztatów naprawczych, współpracujących z danym zakładem ubezpieczeń w ramach tzw. sieci partnerskiej. Dla ubezpieczyciela plusem współpracy z takim warsztatem jest możliwość wynegocjowania atrakcyjniejszych stawek, dla zakładu naprawczego – dołączenie do sieci firm, do których będą kierowane auta po szkodach.

Przeczytajcie także: Insurtech OTOagent pozyskał inwestora

Rzecznik widzi jednak również minusy: odszkodowanie wyliczone na podstawie stawek, za które warsztat partnerski jest w stanie naprawić pojazd, może nie wystarczyć, jeśli klient zażyczy sobie oddać swój samochód do wybranego przez siebie mechanika. "W ocenie Rzecznika narzucanie poszkodowanemu, gdzie i za ile ma naprawić pojazd, niespornie niweczyłoby jego bezwzględne uprawnienie do wyboru sposobu likwidacji szkody" – można przeczytać w analizie. A więc nawet jeśli pojazd może być przywrócony do stanu poprzedniego po niższym koszcie, to ubezpieczyciel powinien wypłacić tyle, ile zażyczy sobie dowolnie wybrany warsztat, z niemalże dowolnie wybujałymi cenami. Jedyny wymóg: stawki usług czy też kosztów zakupu koniecznych do naprawy części "nie przekraczają rażąco cen rynkowych (oferowanych na rynku lokalnym)". Co dokładnie oznacza "rażąco" oraz jak sprawić, by lokalny rynek (rozumiany według rekomendacji KNF jako obszar gminy lub powiatu, gdzie mieszka poszkodowany) reprezentowany przez zazwyczaj skromną liczbę warsztatów nie windował cen – tego RF nie precyzuje. Jak jednak podkreślono: "Rzecznik wielokrotnie spotyka się z twierdzeniami ze strony poszkodowanych, że chcą oni skorzystać z konkretnego warsztatu ze względu na pewność wysokiej jakości usług przez niego oferowanych czy to z własnego doświadczenia czy też ze względu na renomę, jaką się cieszy na rynku".

Rzecznik ma również zastrzeżenia do stosowanego przez ubezpieczycieli mechanizmu uzależniania wypłaty wyższej kwoty odszkodowania od przedłożenia przez poszkodowanego faktur lub rachunków potwierdzających naprawę. Jeśli wyliczona przez ubezpieczyciela kwota nie starcza na pokrycie kosztów naprawy w warsztacie spoza sieci partnerskiej, to poszkodowany może się zwrócić o wyższą wypłatę, przedstawiając faktury lub rachunki potwierdzające poniesione koszty naprawy. RF widzi w tym jednak problem i chciałby, aby ubezpieczyciele wypłacali wyższe kwoty na podstawie "przedkładanych przez poszkodowanych hipotetycznych kosztów naprawy". Jak bowiem zaznaczono, "paradoksalnie, pomimo iż zakłady ubezpieczeń przedstawiają poszkodowanym uzasadnienie wypłaconej kwoty bezspornej odszkodowania poprzez przedłożenie hipotetycznej kalkulacji kosztów wykonanej przez likwidatora (i uznają tym samym, że taka symulacja odpowiada realnej stracie majątkowej), to jednocześnie konsekwentnie odmawiają przyznania tego samego statusu kosztorysowi przedstawionemu przez poszkodowanego".

Generalnie cała analiza RF sprowadza się do poruszanego już w przygotowanych przez KNF rekomendacjach likwidacyjnych tematu, czy ubezpieczyciel może chcieć zapłacić mniej (skoro ma umowy pozwalające naprawę po takich kosztach przeprowadzić), czy też musi zapłacić więcej, bo poszkodowany chce skorzystać z warsztatów żądających wyższych stawek. A branża niezmiennie zadaje sobie pytanie, czy rzeczywiście będzie to z korzyścią dla klienta, czy może jedynie dla warsztatu, który swoją pracę wyceni wyżej niż konkurencja mająca umowę z ubezpieczycielem. Co złośliwsi i bardziej bezpośredni zastanawiają się zaś, czemuż KNF-owi, a teraz również Rzecznikowi Finansowemu, tak bardzo leży na sercu los warsztatów naprawczych, które niewątpliwie są beneficjentami tej sytuacji.

Szczerze mówiąc, nie wiem też, czemu analiza RF ma ostatecznie służyć, skoro kwestia w zasadzie już została rozstrzygnięta (nawet jeśli nie wszyscy są przekonani, czy słusznie) w rekomendacjach KNF. Na marginesie odnotujmy, że w tym tygodniu na stronie KNF pojawiły się Q&A do wspomnianych rekomendacji, za pomocą których nadzór chce wyjaśnić wątpliwości zgłaszane przez branżę. Wydaje się natomiast, że przygotowane przez KNF odpowiedzi mogą nie usatysfakcjonować ubezpieczycieli.

Wracając jednak do opublikowanej przez Rzecznika analizy, zwróćmy jeszcze uwagę na zaskakująco pikantną ripostę Polskiej Izby Ubezpieczeń. PIU kieruje ostrze swojej krytyki w stronę języka, jakim RF posługuje się w opracowaniu. Analiza – w zamyśle Rzecznika – skierowana jest przede wszystkim do klientów podmiotów rynku finansowego, powinna więc być prosta, zrozumiała i nie wykluczać żadnej grupy ze względu na ograniczenia pojęciowe, językowe, intelektualne czy też wiekowe (zgodnie z założeniami prowadzenia edukacji finansowej). A tymczasem PIU komentuje: "Niestety, mamy wrażenie, że wspomniana analiza nie spełnia tych założeń. Jako eksperci rynku mamy bowiem problem, by ją zrozumieć. Ba, nie jesteśmy nawet w stanie jej przeczytać, gdyż natężenie trudnych słów i długość zdań przerasta nasze możliwości". A następnie bezlitośnie punktuje, przytaczając takie przykłady z opracowania Rzecznika: "Nakłada on – co do zasady – na zobowiązanego do naprawienia szkody odpowiedzialność ograniczaną normalnymi następstwami działania lub zaniechania, z którego szkoda wynikła, oraz stratami (damnum emergens), które poszkodowany poniósł, bądź (także) korzyściami (lucrum cessans), których w wyniku wyrządzenia szkody nie uzyskano" czy "Szkoda w pojeździe ze względu na fakt, iż jest już fizycznie obecna w majątku poszkodowanego, wymaga ścisłej ochrony poszkodowanego".

PIU przywołuje w swoim wpisie podstawowe zasady prostego języka i puentuje: "Szczególnie ważne jest, aby każda analiza opierała się na wskazaniu źródła danych wraz z wartościami, których dotyczy. Tworzenie niezrozumiałego tekstu, bez poparcia liczbami, stawia dodatkowo w niekorzystnym świetle jego autora. Cel, jaki miał być osiągnięty, znika za horyzontem, którego adresat opracowania nigdy nie dojrzy".

Trudno nie przyznać Polskiej Izbie Ubezpieczeń racji. No chyba że odbiorcą analizy nie mają być sami poszkodowani, ale np. kancelarie odszkodowawcze, dla których taki prawniczo-urzędowy styl i liczne cytaty z wyroków Sądu Najwyższego to bardzo wdzięczny materiał do przytaczania w swoich pismach.

Przeczytajcie także: Debiut inszury.pl i piłkarskie inklinacje porównywarek

A na koniec przypomnę jeszcze inną ciekawą nowinę z tego tygodnia. Katowicka prokuratura regionalna skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko podejrzanym o wyłudzenie ponad 65 mln zł nienależnej prowizji od zakładów ubezpieczeń. To wynik śledztwa prowadzonego przez policjantów z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą KWP w Katowicach, o którym mogliście przeczytać w serwisie cashless.pl. Śledczy zebrali materiał dowodowy przeciwko 18 osobom tworzącym grupę, którym grozi teraz do 10 lat więzienia.

Podejrzani pośredniczyli przy zawieraniu umów ubezpieczenia na życie, powiązanych z programem oszczędnościowym. Nieuczciwi agenci wprowadzali w błąd swoich klientów, mówiąc im, że polisy są darmowe i w każdej chwili można z nich bez konsekwencji zrezygnować. Jedynym warunkiem, by móc skorzystać z tej "promocji", było zachęcenie następnej osoby do podpisania umowy. Jednocześnie oskarżeni zawyżali we wnioskach dane o dochodach ubezpieczonych, aby móc zawrzeć umowy na wyższe sumy, a tym samym – z wyższą prowizją. Oszuści sami opłacali pierwsze składki, a wprowadzony w błąd zakład ubezpieczeń, po otrzymaniu pierwszej wpłaty przyznawał agentowi prowizję od całej umowy. Część z umów była całkowicie fikcyjna – oskarżeni wystawiali fałszywe dokumenty na posiadane przez siebie dane klientów. Łącznie podejrzani zawarli w różnych towarzystwach ubezpieczeniowych ponad 5 tys. fałszywych umów.

Okiem redaktora

Polska Izba Ubezpieczeń zżyma się na Rzecznika Finansowego, że ten operuje pojęciami i słownictwem niezrozumiałymi dla przeciętnego zjadacza chleba. Można by rzec – przyganiał kocioł garnkowi. Przecież towarzyszące polisom i pisane drobnym druczkiem tzw. ogólne warunki ubezpieczenia a szczególnie fragmenty „definicje i wyłączenia” zawsze sformułowane są przez ekspertów towarzystw ubezpieczeniowych tak, że każde dziecko zrozumie, kiedy odszkodowanie się należy, a kiedy nie. Natomiast konsultanci z call center zawsze od „A” do „Z” informują, o wszystkich aspektach sprzedawanego ubezpieczenia, udziałach własnych etc. A w ogóle to KNF i Rzecznik Finansowy po prostu się czepiają. Kto to słyszał, żeby właściciel samochodu sam decydował, gdzie i jak naprawić auto po kolizji lub wypadku? Zostało też już dawno udowodnione, że przedsiębiorcy operujący na rynkach mniej regulowanych oferują konsumentom usługi na korzystniejszych warunkach niż tam, gdzie nadzór stara się zachować równowagę szans. 

Piotr Dziubak

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies