W ramach tego procesu klient może całkowicie zdalnie zaciągnąć kredyt hipoteczny
Przy okazji ogłaszania strategii na lata 2026-2035, o której mogliście przeczytać wczoraj w serwisie cashless.pl, ING zdradził, że pracuje nad tzw. cyfrową hipoteką. Jest to model udzielania kredytów, w którym cały proces odbywa się zdalnie.
Przypomnę, że Bank Śląski był jednym z pierwszych na polskim rynku, który rozpoczął sprzedaż hipotek przez internet. Rozwiązanie opierało się na zdalnym kontakcie z doradcą oraz złożeniu wniosku przez system bankowości internetowej. W tym modelu klient musiał się pojawić w oddziale tylko raz – aby podpisać umowę kredytową. Teraz bank idzie jeszcze dalej i umożliwia dopełnienie wszystkich formalności online.
Pilotaż tego rozwiązania już się rozpoczął i pierwsze umowy w taki sposób zostały zawarte. Dotyczy to na razie wąskiego grona klientów o nieskomplikowanej sytuacji, jeśli chodzi o źródło dochodu, liczbę kredytobiorców czy samą nieruchomość. Kolejnym grupom użytkowników taki proces ma być udostępniany w perspektywie nadchodzących kwartałów.
Przedstawiciele banku zaznaczają, że będzie to opcja dla osób chętnych, a klienci nadal będą mogli skorzystać z pomocy doradcy w placówce lub podczas wideokonferencji.
Jak wynika z przedstawionej wczoraj prezentacji, bank docelowo chciałby, aby czas wydania decyzji kredytowej w 95 proc. wniosków hipotecznych wynosił 1 dzień. Odsetek procesów realizowanych w pełni automatycznie ma wynosić również 95 proc.
Na marginesie warto wspomnieć, że pierwszym bankiem, który zaczął wprowadzać cyfrową hipotekę na polskim rynku, był PKO BP. Największy polski bank jest też najbardziej zaawansowany, jeśli chodzi o wdrożenie takiego procesu udzielania kredytów – mogliście o tym przeczytać m.in. w tekście PKO BP rozszerzył dostęp do cyfrowej hipoteki. Od wczoraj mogą z niej korzystać pary. A plany pójścia w ślady PKO zgłaszały także Pekao, mBank czy Alior.
A wracając do ING, to w swojej strategii bank zawarł także ambitne plany dotyczące wzrostu liczby kredytobiorców. W perspektywie strategii – a więc do 2035 zamierza zwiększyć 2,5-krotnie saldo kredytów hipotecznych, które na koniec 2024 r. wynosiło 61 mld zł. Wzrosty te bank uważa za realne, mimo negatywnych trendów demograficznych. Eksperci banku są bowiem zdania, że co prawda Polaków będzie ubywało, ale nie poskutkuje to od razu zmniejszonym zapotrzebowaniem na mieszkania i domy. Potrzeby mieszkaniowe będą jeszcze przez jakiś czas rosnąć, na co złożyć się mają co najmniej trzy czynniki. Pierwszy to fakt, że Polska – według przytaczanych przez ING danych – ma wciąż jeden z najwyższych w Unii Europejskiej wskaźników przeludnienia: ponad 1/3 Polaków ma mieszkać w gospodarstwach domowych, które nie zapewniają wystarczającej przestrzeni życiowej. Tymczasem średnia dla Unii to 17 proc., w Niemczech wskaźnik ten wynosi 12 proc., a w Holandii zaledwie 5 proc. Wraz z rosnącą zamożnością mniej osób będzie zajmowało większą przestrzeń mieszkaniową.
Po drugie – ponad 30 proc. Polaków mieszka w blokach z wielkiej płyty, które projektowane były na 40-70 lat użytkowania. Oznacza to, że czas ich eksploatacji dobiega końca i potencjalnie można się spodziewać zwiększenia popytu na mieszkania w nowszym budownictwie.
Trzecim czynnikiem ma zaś być dodatkowy popyt związany ze zmianą stylu życia Polaków. W Polsce ok. 14 proc. osób mieszka samotnie, a spodziewany jest dalszy wzrost tego odsetka. W UE wynosi on obecnie 17 proc., w Holandii 21 proc., a w Danii już 25 proc. gospodarstw domowych jest prowadzonych przez singli.