Partnerzy strategiczni
MasterCard Visa BLIK
Partnerzy wspierający
KIR ITCARD Polcard
Partnerzy wspierający
Elavon Hitachi Vivus
Partnerzy wspierający
Pekao Wesub
Partnerzy wspierający
LexisNexis Autopay
Partnerzy merytoryczni
Związek Banków Polskich Polska bezgotówkow
Do aplikacji Klarny dodano funkcję oferowaną przez Stocard. Wiadomo, że sklepy chcą, ale czy potrzebują tego klienci?

Stocard to przejęty niedawno przez Klarnę operator aplikacji, w której gromadzić można karty lojalnościowe różnych sprzedawców

Biuro prasowe Klarny w Polsce podało, że w oferowanej przez nią aplikacji mobilnej pojawiła się funkcja znana dotąd z apki Stocard, czyli możliwość przechowywania kart lojalnościowych różnych sprzedawców czy programów. Stocard to spółka, która całkiem niedawno została przejęta przez Klarnę, a pojawienie się w apce Klarny nowej usługi to dalszy etap integracji obu podmiotów. Nowa funkcja trafiła do aplikacji Klarny na 18 rynkach, w tym w Polsce.

Przeczytajcie także: Klarna kupiła operatora aplikacji Stocard

Aby dodać kartę jakiegoś programu lojalnościowego do apki Klarny, należy na ekranie głównym kliknąć w ikonę "karty lojalnościowe". Tam można zobaczyć listę wszystkich obsługiwanych przez Stocard programów. Jeśli jakaś karta nie jest obsługiwana, można ją dodać ręcznie. Następnie, podczas zakupów w sklepie stacjonarnym, można wyświetlić żądaną kartę i zeskanować ją przy kasie na podobnej zasadzie, jak skanuje się plastikową kartę lojalnościową.

Przeczytajcie także: Klarna miała 750 mln dolarów straty w 2021 r.

Klarna przejęła Stocard latem ubiegłego roku za ponad 110 mln euro. Co ciekawe aplikacja tej spółki wciąż jest dostępna – można z niej korzystać na dotychczasowych zasadach oraz pobierać z marketów najpopularniejszych systemów operacyjnych. Niedawno zakończył się rebranding apki, która zyskała charakterystyczne dla szwedzkiego właściciela barwy. Więcej na temat tego procesu w tekście Rebranding Stocard zakończony. Aplikacja pozostanie darmowa, a Klarna wzbogaci ją o nowe funkcje.

Okiem redaktora

Przedstawiciele firm oferujących programy lojalnościowe stale przekonują, że tego rodzaju usługi są na szczycie pragnień większości konsumentów. Po prostu programy lojalnościowe są tak potrzebne, że przeciętny klient sklepu z odzieżą, sprzętem agd czy spożywką nie wyjdzie z domu, jeśli wcześniej nie aktywuje sobie konta w programie. Bo każde zakupy to kolejne punkty czy naklejki na drodze do korzyści, na jakie można je wymienić.

Ale mnie te argumenty nie przekonują. Nie jest żadną tajemnicą, że największe korzyści z programów lojalnościowych czerpią same sieci handlowe, które dzięki nim zbierają mnóstwo informacji o swoich klientach, mogą do nich docierać np. z informacją o profilowanych promocjach i sprzedawać coraz więcej swoich produktów, które nierzadko bez takiej promocji nie zostałyby sprzedane. Czyli nie są wcale konsumentom potrzebne. Ci w zamian za dane o tym, co kupują, dostają punkty czy naklejki, których wartość jest żadna bądź symboliczna. Albo rabaty na produkty, których standardowa cena często jest przed promocją zawyżana. Dowodzą tego badania choćby z ostatniego tzw. święta zakupów, czyli Black Friday, gdy okazało się, że przeciętna obniżka w ramach akcji "40 czy 50 proc. taniej." wyniosła 2 czy 3 proc.

Moja konkluzja jest więc dość niekorzystna dla programów lojalnościowych. Bo wbrew temu, czego chcą ich twórcy, gdyby nie one, klienci oszczędzaliby pieniądze, a przy tym zyskałaby i natura, gdyż na śmietnikach zalegałoby mniej rzeczy, zakupionych wcześniej w ramach korzyści z programów lojalnościowych. Nie łudzę się jednak, że to się zmieni. Przynajmniej dopóty, dopóki nie zmieni się model gospodarki, który zakłada, że najlepszym sposobem na rozwój jest zwiększanie liczby sprzedanych produktów.

Jacek Uryniuk
KATEGORIA
APLIKACJE
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies