Warszawa dysponuje jedną z nielicznych w Polsce, a może nawet jedyną, strefą płatnego parkowania, w której wszystkie parkomaty są przystosowane do przyjmowania płatności kartami bankowymi. Statystyki za miniony rok pokazują, że od tego kierunku nie ma odwrotu, a inne samorządy powinny brać w tym względzie przykład ze stolicy.

Przeczytajcie także: • Sieci handlowe chcą od banków zwrotu interchange

Z danych Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie wynika, że obecnie już 20 proc. wpływów z tytułu płatności za parkowanie w strefie regulowana jest za pośrednictwem kart płatniczych. A przypomnę, że dopiero od lata wszystkie stołeczne parkomaty mają terminale płatnicze. Warszawscy kierowcy zapłacili za postój plastikami 13,2 mln zł, z ok. 83 mln zł, jakie miasto zarobiło na parkujących.

Władze Warszawy należy oczywiście pochwalić za rozszerzenie sieci akceptacji kart o wszystkie parkomaty w mieście. Zastanawiam się jednak, kto zdecydował o wyborze urządzeń, w których można uiszczać opłaty za parkowanie. Są bardzo nieergonomiczne, przez co dochodzę do wniosku, iż nikt ich nie przetestował przed wdrożeniem do produkcji, a potem nie zadał sobie trudu żeby sprawdzić, jak działają w praktyce. Nie sposób opłacić parkingu bez dokładnej lektury instrukcji obsługi, ktorą na szczęście zamieszczono na każdym parkomacie.

Przeczytajcie także: • Na rynku jest już 27,6 mln kart zbliżeniowych

I w tym upatruję szansy wzrostu udziału płatności mobilnych w przychodach warszawskiej strefy. Aplikacją można zapłacić za parkowanie o wiele łatwiej i szybciej. W ubiegłym roku przez SkyCash (to jedyny operator płatności mobilnych obsługujący warszawską strefę) kierowcy zapłacili 9,6 mln zł. Stanowi to 15 proc. przychodów i daje wzrost o ponad 50 proc. w porównaniu z rokiem 2014.

Mimo tak spektakularnych danych należy podkreślić, że wciąż najczęściej za parkowanie w Warszawie płaci się gotówką. W ubiegłym roku stołeczne parkomaty przyjęły w ten sposób ok. 47 mln zł.